-Witajcie w pensjonacie- powiedziała Linda.- Za chwilę poznacie właściciela, pana Antoniego Kwardyckiego. Później będziecie mogli rozpakować się.
***
Obozowicze czekali w salonie na właściciela "Brzozowego Zagajnika". Po paru minutach przyszedł. Jego zgorzkniały wyraz twarzy od razu przykuł uwagę przyjaciółek. Czarne włosy, dotknięte już lekką siwizną, błyszczały w świetle żyrandola. W pierwszej chwili jego ubiór przypominał... szlafrok. Jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się można było zauważyć białą koszulę, czerwoną muchę i długi płaszcz koloru ziemi. Jego oczy wyrażały wszystko, od szyderczego śmiechu po dwulicowość. Uśmiechnął się i wytłumaczył co wolno robić, a czego nie. Powoli powiedział cały plan kolonii, po czym wyszedł, zostawiając zdezorientowanych obozowiczów w salonie.
-Coś mi się wydaje, że to raczej będzie obóz karny, niż jeździecki- poinformowała Żaneta.
-Raczej nie dla nas. Spójrz na resztę naszych "kolegów"- zbagatelizowała Patrycja.
-Chodźcie-pośpieszyła przyjaciółki Magda.- Jeśli będziecie się tak włóczyć, to dostaniemy jakiś "gorszy" pokój.
***
Po kilku minutach Magda, Patrycja i Żaneta znalazły idealny pokój. Rozejrzały się po okolicy i w spokoju zajęły łóżka.
-Popatrzcie na widoki. Są cudne- poinformowała Mari.
-Rzeczywiście są nieziemskie- zgodziła się Magda.
Zza okna rozpościerał się widok gór. Wszędzie rosły brzozy, mimo, że był środek zimy jeszcze niektóre nie zrzuciły liści. Z nieba zaczął padać śnieg, delikatne płatki, gdy tylko dotknęły policzka Patrycji, rozpuściły się.
-Wiecie co myślę?-zapytała Pati.- Cały ten krajobraz jest dziwny. Jest środek zimy, a niektóre drzewa nie zrzuciły liści. Niektóre są nawet jeszcze zielone. Popatrzcie tam- wskazała palcem światło, które lśniło parę kilometrów dalej.- Tam jest jezioro na którym pływa łódka. To jest niemożliwe. Jest minus 15 stopni Celsjusza. W takiej temperaturze powietrza, jezioro powinno zamarznąć. Przez co nikt ani nic nie mogłoby na nim płynąć. A ta łódka pływa. To niedorzeczne. To jakiś lodołamacz czy co?!
-Jak ty możesz widzieć taką małą łódkę?- zapytała Żaneta.
-Jestem dalekowidzem i nie wzięłam okularów. Mam soczewki, ale nie mam zamiaru ich nosić. Moja koleżanka przez nie oślepła.
-Chodźmy spać- poprosiła Magda.- Jest już dwudziesta druga.
-Jasne już idziemy.
***
-Panie Antoni! Czekam do północy. Jeśli nie przybędzie pan w wyznaczonym czasie to koniec naszej umowy.
-Będzie pan zadowolony z łowów. Trzeba jednak przyznać, że Mogut nie chce współpracować.
-Spokojnie, niedługo znajdzie to czego potrzebuje...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że długo nie było rozdziału. Internet padł i nie chciał się połączyć przez trzy dni (znowu). Na szczęście dzisiaj się połączył.
Mam jeszcze jedną informację. Przez tydzień mnie nie będzie. Jadę do dziadków, na wieś, bez Internetu. Dobra wiadomość jest taka, że zawszę jak tam jadę to dostaję weny, więc czekajcie na następne rozdziały, które będą coraz bardziej tajemnicze.
Życzę wam dobrych i bezpiecznych ferii.
Życzę wam dobrych i bezpiecznych ferii.