Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 sierpnia 2013

"Każdy koń owiany jest źdźbłem tajemnicy..." Rozdział 4

  Salon był duży i przestronny. Posiadał podłogę z jasnego drewna i białe ściany. Na środku pomieszczenia stał wielki drewniany stół, a po prawej stronie znajdowała się kremowa kanapa ze skóry. Leżało na niej kilka puszystych poduszek. Naprzeciwko sofy powieszony był telewizor. Całe pomieszczenie oświetlane było przez wielkie okna z widokiem na ogród i kryształowy żyrandol.
  Iza spuściła psa ze smyczy i kazała Claudii usiąść. Dziewczyna powoli usiadła i poczekała na przyjaciółkę. Gdy ta usiadła koło niej, Claudia zapytała:
- Co się stało z ogrodem twojej babci?
- Właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłam- odparła smutno Iza.
- Możesz mi wytłumaczyć?
- Oczywiście- zaczęła opowiadać.- Dobrze wiesz, że u mojej babci dwa lata temu wykryli nowotwór. Od tego czasu moi rodzice wyprowadzili się do Niemczech, a ja wyjechałam z babcią tutaj, na Archipelag. Rodzina przysyłała mi pieniądze, więc miałam czym zapłacić czynsz, gaz, prąd, wodę. Jednak cała emerytura babci szła na leczenie.
   Claudia posmutniała. Znała tą historię i wiedziała, że Iza zawsze miała problemy z czynszem. Gdyby tylko jej rodziców wyrzucili z pracy, musiałaby wyjechać z Archipelagu, a to oznaczałoby... Claudia nie chciała wiedzieć, co by się stało, gdyby... gdyby... Jej przyjaciółka nie tylko, by się z nią rozstała, ale i przeżywała długotrwałą żałobę. Iza zawsze kochała swoją babcię. Była ona dla niej podporą, zawsze pomagała w najtrudniejszych problemach... Była ona dla Izy jak anioł stróż, troskliwa, wesoła, miła, umiała gotować. W oczach Claudii zebrały się łzy, ukrywając je, słuchała nadal przyjaciółki:
- Teraz gdy babci się poprawiło... Gdy znowu się śmieje, wychodzi do sklepu, znowu ma siły... Teraz... teraz...- głos Izy się załamał, by w jednej chwili wybuchnąć gniewem.- Teraz te szuje chcą nam odebrać dom!
   Dziewczyna wybuchła płaczem. Claudia nie wytrzymała i też zaczęła płakać. Przytuliła przyjaciółkę i pocieszała jak tylko mogła:
- Spokojnie... Uspokój się... Opowiem o tym tacie... Na pewno uratuje wasz dom... Możesz opowiedzieć więcej o tej sytuacji? Może znajdę rozwiązanie...
- Nie, nie znajdziesz... Tu nic się nie da zrobić! Ale jeśli prosisz... Wczoraj przyszli do nas dwaj mężczyźni, ubrani w czarne garnitury. Powiedzieli, że mamy czas do lipca, by zapłacić nasz dług.
- Przecież wy nigdy nie miałyście żadnych długów!- oburzyła się Claudia.
- Właśnie. Zgadnij, ile musimy zapłacić? Sto tysięcy złotych! Rozumiesz! Nie wiem skąd te szuje wzięły tą sumę, ale jest niewyobrażalnie wysoka! Powiedzieli, że jeśli tego nie zapłacimy, to zburzą nasz dom!
- To straszne!
- Właśnie! A są tak pewni swego, że już sprawdzają jaką posiadamy ziemię w ogrodzie i jak najskuteczniej zniszczyć nasz dom! Ale to nie wszystko!- powiedziała Iza przez łzy.- Powiedzieli, że kazał im to zrobić sam burmistrz.
- To... to... to niemożliwe!- krzyknęła Claudia.- On nigdy, by czegoś takiego nie zrobił. Traktował cię jak moją siostrę!
- Też tak uważam, ale nie mówmy już o tym. Nie chcę cię jeszcze bardziej dołować.
- Idąc tu chciałam ci coś powiedzieć, ale po tych wydarzeniach o których mi opowiedziałaś, moje są raczej marne.
- Dawaj!- powiedziała Iza, próbując się uśmiechnąć.
   Claudia uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o spotkaniu z tym 'bezczelnym' chłopakiem, który zabrał pracę panu Ludwikowi. Iza słuchała tego z zaciekawieniem, by w końcu wydać swoją opinię:
- Nie wiedziałaś o tym, że pan Ludwik odszedł z pracy?
- Co?
- Tak, wreszcie przeszedł na emeryturę i wyjechał do Rio de Janeiro. Wiem, bo powiedział mi kuzyn.
- Kuzyn?
- Nie mówiłam ci? Mój kuzyn jak tylko się dowiedział, że mam problemy z pieniędzmi, to postanowił do mnie przyjechać.
- Naprawdę? To ile on ma lat?
- Szesnaście, ale uczy się samodzielnie. Teraz ciągle szuka pracy. I chyba też jest zainteresowany pilnowaniem waszego osiedla. Jak tylko przyjdzie, zapytam go czy wie kim jest ów chłopak.
- Dzięki! A teraz chodź!
- Co? Ale gdzie?
- Nie pamiętasz, co kiedyś robiłyśmy, gdy byłyśmy smutne lub zdruzgotane?
- Chyba nie masz na myśli... O nie, nie, nie... Nie pamiętam żadnych zasad jazdy, a poza tym dobrze wiesz, że nie mam pieniędzy.
- Ja zapłacę, a o pamięć się nie martw. Tego się nie zapomina!
--------------------------------------------------------------

No więc rozdział czwarty został opublikowany. Ostatnio wyjechałam na działkę, a że pogoda była taka sobie, to poszłam nad rzekę, szybko wróciłam, bo komary mnie pogryzły, a na koniec feralnego dnia wpadłam w róże. Przez następne trzy dni nie mogłam się pozbierać, ale w końcu napisałam ten rozdział ^^ Oczywiście najpierw trzeba było otrzeć łzy, po wszystkich bolących miejscach, więc cały czas oglądałam Fairy Tail. Jak ja kocham to anime ^^

A teraz przejdźmy do sedna sprawy. Podsumowanie rozdziału: było dużo emocji (Universe mam nadzieję, że rozdział się spodoba^^) i doszedł kolejny chłopak (nawet nie wiem kiedy O.o). Czekajcie na następny, który pojawi się jeszcze w tym tygodniu ^^

środa, 7 sierpnia 2013

"Każdy koń owiany jest źdźbłem tajemnicy" Rozdział 3

   Claudia czekała na właściciela wypożyczalni rowerów wodnych, gdyż musiała się dostać na jedną z pobliskich wysp, a właściwie na Wyspę Ognia, jedną z najstarszych i najbardziej legendarnych wysp Archipelagu. W rzeczywistości było to zaniedbane miejsce. Mieszkało tam tylko kilka osób, reszta to były tylko muzea, zabytki, pomniki, kilka obskurnych parków oraz cmentarz z mauzoleum. Po kilku minutach właściciel, wreszcie przyszedł i zapytał zaciekawiony:
- Gdzie panienka się wybiera?
- Na Wyspę Ognia.
- A cóż takiego panienka będzie tam robić?
- Pablo, przecież wiesz... Przestań mnie cały czas pytać, skoro dobrze wiesz...
- Aaa, to niech panienka wybaczy.
- Mogę wreszcie wypożyczyć ten skuter? Śpieszę się...
- A cóż takiego musisz załatwić, że tak się śpieszysz?
- Przyjaciółka na mnie czeka...
- Widzę, że nie tylko przyjaciółka... Nigdy tak nie wyglądałaś... Jesteś taka... Hmm... Szczęśliwa...
- Na pewno nie jestem szczęśliwa- odfuknęła Claudia.- Prędzej zezłoszczona.
- A któż ci to zrobił?- zapytał zaskoczony właściciel.- Czyżby jakiś młodzieniec złamał ci serce?
- Raczej portierowi, któremu zabrał pracę.
   Pablo próbował coś powiedzieć, ale Claudia była szybsza:
- Nie mam czasu na rozmowy! Mogę wypożyczyć ten skuter czy nie?!
- Och, oczywiście. Stoi w porcie.
- Dziękuję...
  Kilkoma szybkimi ruchami Claudia znalazła się przy rowerze wodnym. W tym samym czasie Pablo szepnął do jednego z pracowników:
- Ej, sprawdź kto teraz pracuje w portierni tego nowoczesnego osiedla. Muszę wiedzieć kto zezłościł córkę burmistrza.
***
   Claudia płynęła po błękitnym oceanie. Tafla morska świetnie odbijała promienie słoneczne, rażąc dziewczynę w oczy. Po minucie dopłynęła do brzegu Wyspy Ognia. Wyspa ta wyglądała inaczej niż wszystkie. Cała porośnięta zielenią, wyglądała bardziej na dziką niż zamieszkałą, lecz wchodząc w jej głąb, dało się ujrzeć pojedyncze ścieżki i znaki, które prowadziły do różnych muzeów, pomników i innych zabytków. Claudia przycumowała motor wodny i poszła w stronę zarośli, gdzie nagle ukazała się ścieżka. Koło niej został wbity pal, a na nim deska z wyrzeźbionym napisem "Oceanarium". Po kilku minutach spaceru Claudia dotarła do wielkiego budynku w błękitnym kolorze. Większość budowli była oszklona, dzięki czemu można było widzieć różne morskie stworzenia, pływające w lazurowej wodzie.
   Claudia nie pamiętała kiedy ostatnio tutaj przychodziła z rodziną. Jedyne co wiedziała to to, że kiedyś na pewno tu była. Nagle szybko skarciła się w myślach, ponieważ powinna jak najszybciej pójść do Izy, a ona tak sobie stoi i patrzy na Oceanarium. Nie tracąc ani chwili dłużej pobiegła w głąb zarośli. Gdy wreszcie dotarła do domu Izy, znieruchomiała. To co zobaczyła, zupełnie ją przeraziło. W ogrodzie jej przyjaciółki znajdowała się wielka dziura i kilka dziwnych słupków. Claudia patrzyła na to zdezorientowana. Ogród Izy i jej babci od zawsze był piękny i jednocześnie naturalny, a teraz wyglądał na pozbawiony duszy. Dla dziewczyny było tego już za dużo, szukała wzrokiem Izy, aż ją znalazła. Stała ona na ganku w wyprasowanych szortach, w zbyt dużej męskiej koszuli i w poobcieranych sandałach. Jej ogniste loki związane były w kucyk. Iza miała bladą cerę, piegi na policzkach i wielkie, niebieskie oczy, które były podkreślane przez okulary typu "nerdy".
   Claudia od razu pomachała ręką w jej stronę. Iza uśmiechnęła się w jej stronę i mocniej przytrzymała smycz, którą ciągnął wielki pies rasy czarny terier rosyjski. Claudia podbiegła do przyjaciółki i zapytała:
- Możesz mi wytłumaczyć, co tu się właściwie dzieje?
   Iza tylko kiwnęła głową i zaprosiła nastolatkę do środka.
-------------------------------------------------------------------------
  Tak samo jak Koniowata dostałam ostatnio ogromnego natchnienia, więc ten rozdział dostaliście szybciej niż planowałam. Właściwie wszystkie trzy rozdziały+ rozmowa Claudii i Izy miała być w jednym rozdziale, ale nie była xD Ponieważ rozdział byłby za długi. Ok, kończę się rozpisywać, bo nie mam czasu. Idę do Lidla, pa, pa^^

wtorek, 6 sierpnia 2013

"Każdy koń jest owiany źdźbłem tajemnicy..."- Rozdział 2

Rozdział ten dedykowany jest Nikki, za pomoc w wymyśleniu nazwy dla opowiadania. Thanks ^^
------------------------------------------------------------------
  Claudia ubrana była w biały top na ramiączkach z wdzięcznym nadrukiem w postaci zielonego kota, podniszczone, krótkie, dżinsowe spodenki i oliwkowe baletki. Efekt końcowy był zadziwiający, gdyż lekko karmelowa cera, zielone oczy i ciemno brązowe włosy idealnie pasowały do stroju. Całość dopełnił naszyjnik z zielonym kamieniem i bransoletka z kilkoma muszelkami znalezionymi na plaży, którą dostała od Izy. Claudia wzięła klucze, po czym zostawiła wiadomość Audrei, jej guwernantce i Adamowi, przyjacielowi domu i lokaju w jednym, po czym wyszła z domu. Jej oczom ukazała się piękna, nowoczesna dzielnica wybudowana kilka lat temu. Białe apartamentowce wiły się wzdłuż brzegu wyspy. Każdy z nich wyglądał tak samo. Białe ściany, duże okna... Każdy budynek otaczało mnóstwo zieleni, od palm, przez orchidee, aż na rododendronach kończąc. Dzielnica ogrodzona była jednym z nowoczesnych ogrodzeń elektrycznych, wyprodukowanych w Japonii. Wejścia do niej pilnował portier w podeszłym wieku, z polskimi korzeniami, jednak tym razem to nie on pilnował bramy. Zaskoczona Claudia podeszła do chłopaka i zapytała po polsku:
- Gdzie pan Ludwik?
- Kto?- zapytał chłopak, odwracając się w stronę nastolatki.
   Chłopak, co zauważyła z niechęcią Claudia, był dość wysoki, szczupły i lekko umięśniony. Czarne włosy wychodziły niezdarnie spod 'zimowej' czapki, jednak nawet nie zasłaniały czarnobrązowych oczu, które miały w sobie pewną głębie. Ubrany był w czarny T-shirt z białym nadrukiem i ciemnoniebieskie dżinsy. Chłopak włożył również rozpiętą koszulę w kratę, we wszystkich odcieniach niebieskiego, której rękawy były podwinięte. Całość dopełniły granatowe adidasy i srebrny naszyjnik z medalionem. Biała cera i delikatnie różowe wargi, utwierdzały Claudię w przekonaniu, iż jest to Polak, lecz mimo to zdziwiła się. Nigdy nie spotkała kogoś, kto chwaliłby się swoim wyznaniem, no, może oprócz grupki satanistów, których spotkała kiedyś w Madrycie, podczas corridy (nie było to miłe spotkanie). Z myślenia wyrwał ją głos chłopaka:
- Nie znam żadnego Ludwika? Mógłbym zapytać kto to?
- Nie- fuknęła obrażona.
- A mógłbym wiedzieć czemu?- zdziwił się chłopak.
- Nienawidzę Polaków- skłamała, zezłoszczonym tonem.
- Dziwne- odparł, mówiąc po hiszpańsku.- Dałbym głowę, że mówiłaś po Polsku i martwiłaś się o jakiegoś Polaka, jak mniemam.
  Claudia spojrzała na niego zaskoczona. Jego hiszpański był tak straszny, że przeraziłaby się nawet mysz kościelna. Chłopak łamał wszystkie zasady gramatyczne jakie tylko istniały, a w każdym słowie dało się wyczuć polski akcent. Dla dziewczyny to było za dużo. Długo nie wytrzymała i zaczęła się nieustannie śmiać.
- Co? Coś się nie podoba?
   Przez to, że chłopak dalej mówił, a raczej próbował mówić po hiszpańsku, Claudia wpadła w histerię. Śmiała się ciągle, trzymając się za brzuch. Nagle dołączył do niej chłopak i razem śmiali się przez dobre pięć minut. W końcu Claudia opanowała się i zaczęła wycierać oczy pełne łez.
- Claudia- powiedziała po polsku i wyciągnęła rękę w stronę chłopaka.
- Jan- odpowiedział, ściskając rękę.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
- Ja też.
   Po tych słowach wyszła i szła w stronę Parku Rosemary, gdzie znajdowała się wypożyczalnia skuterów wodnych. Przechodząc przez ulicę, przypomniała sobie: " Ten chłopak, którego spotkałam, pracuje zamiast pana Ludwika w portierni, a w najgorszym przypadku bezczelnie zabrał portierowi pracę. Przecież chciałam mu to powiedzieć prosto w twarz, a potem bezczelnie wyjść bez słowa pożegnania, a ja jeszcze mu się przedstawiłam! Gdyby nie ten jego cholerny hiszpański już dawno bym mu to powiedziała! Jaka ja jestem głupia!". Przez następne minuty Claudia była cicho. Tylko szła i sortowała myśli.
-A to kanalia- szepnęła cicho.

--------------------------------------------------------------------

To opowiadanie ma wreszcie tytuł, za co wielce dziękuję Nikki, bo podała mi wiele przykładów, dzięki czemu jakoś go skleciłam.

A teraz przechodzę do sedna:

Zagadka rozdziału!

Jak ktoś napiszę pod komentarzem, co dzisiaj pojawiło się w tym rozdziale, czego nie było nigdy w moich opowiadaniach, a było w waszych to... będzie wiedział jaki wątek się rozwinie w tym opowiadaniu.

środa, 31 lipca 2013

"Brak tytułu"- Rozdział 1

   Claudia siedziała spokojnie, jedząc sałatkę warzywną z mozzarellą. Leniwie spojrzała na zegarek: "Siódma rano"- pomyślała. Jej rodziców nie było w domu już godzinę, poszli do pracy. Cóż, Claudia dobrze wiedziała, że jej rodzice nie mają tak dużo czasu jak inni dorośli. Nie każdy ojciec przecież był burmistrzem miasta, a dokładnie archipelagu. Matka natomiast miała ruchome godziny pracy, jednak przekładała ona pasję ponad wszystko. Gdyby Claudia miałaby porównać swoich rodziców, lepsza byłaby jej matka. To ona zasiała w niej pasję do wszelkich sportów, od nurkowania, aż po jazdę konną. Bardzo kochała ją za to i wybaczyłaby jej każdy grzech. Ojciec był inny, ciągle nie miał czasu, a jeśli już go znalazł, to spędzał go na rozmowach z mamą bądź rozmowach z asystentką. Mimo to dziewczyna kochała całą rodzinę.
   Gdy Claudia zjadła śniadanie, wyjęła z lodówki sok pomarańczowy i wlała do szklanki w zielone wzorki. Gdy odłożyła już sok i oparła się o blat, usłyszała ciche miauknięcie. Od razu poczuła jak miękkie futerko, wyciera się o jej bose stopy. Nastolatka spojrzała w dół i powiedziała wesoło:
- Cześć Ty. (czytaj: Taj)
   Kocur od razu spojrzał w górę i miauknął w odpowiedzi. Jak na kocura syjamskiego przystało, Ty posiadał białokremowe futerko oraz cynamonowe łapki, końcówkę ogonka, uszka i mordkę, która ślicznie komponowała się z błękitnymi oczami w kształcie migdałów. Kocurek chodził z gracją i lekkością, zadzierając przy tym swój czekoladowy nosek.
   Ty, nie czekając z odpowiedzią właścicielki na jego donośne miauknięcie, natarczywie domagał się pieszczot. Claudia uśmiechnęła się i gdy tylko wypiła sok, zaczęła głaskać kocura. Ty był wniebowzięty, więc od razu zaczął mruczeć, lecz jego "raj" skończył się szybciej niż się spodziewał. W salonie zadzwonił telefon.
- No, Ty. Niestety, wytyrtolę cię następnym razem- powiedziała dziewczyna i natychmiast pobiegła odebrać telefon.
   Podczas biegu zastanowiła się, kiedy ostatnio użyła słowa "wytyrtolić". "Było to chyba w dzień moich urodzin"- pomyślała. Claudia miała rację, używała tego słowa dość rzadko i tylko w stanie euforii. No cóż, miałaby "drobne" problemy, gdyby użyła go na wypracowaniu. Nastolatka już pomyślała, jak wyglądałaby jej nauczycielka od polskiego, gdyby znalazła taki "byk" w liście do pana Dyrektora. Właściwie nauczycielka wybaczyłaby jej ten drobny błąd, przecież sama nauczyła jej tego potocznego słownictwa.
   Nie zadając sobie większego trudu, Claudia odebrała telefon i z jak największą gracją powiedziała:
- Halo? Z kim mam przyjemność?
- Niech zgadnę... Znowu biegłaś przez połowę mieszkania, co?- odezwał się głos w telefonie.
Claudia, od razu rozpoznała osobę z którą rozmawia. Była to jej nauczycielka od polskiego i jednocześnie najdroższa przyjaciółka.
- Iza!? Jak miło cię słyszeć!- krzyknęła uradowana.
- Po polsku, proszę- odrzekła spokojnie.
- A, no tak, sorki- powiedziała Claudia, tym razem po polsku.
- Claudia, ty wiesz, że w tym archipelagu mieszkają w większości Polacy...
- A ty, Iza, wiesz, że archipelag ten należy do Hiszpanii, większość rządu urodziła się w Hiszpanii, a ceny w supermarketach też są po hiszpańsku...
- Wiem, ale z twoim polskim jest coraz lepiej.
- Dzięki. A tak właściwie, po co dzwoniłaś?
- ...
- Iza?
- A, no tak, musisz się ze mną spotkać, w moim domu...- odpowiedziała Iza, której ton strasznie się zmienił. Iza brzmiała teraz jakby się załamała.
- Dobra, ubiorę się i zaraz przyjdę.
- Dziękuję.
   Claudia rozłączyła się i poszła się ubrać. Kilka minut później była gotowa do wyjścia...
-----------------------------------------------------------
wytyrtolić- wypieścić, wygłaskać
-----------------------------------------------------------
 Oto pierwszy rozdział opowiadania, które obiecałam tydzień temu. Pierwsza rzecz z której jestem dumna to to, że ten rozdział jest długi! On jest długi! Najdłuższy jaki napisałam na tym blogu.
 Coś o opowiadaniu: nie ma tytułu (brak pomysłu); akcja dzieje się w Hiszpanii, na wyspie na której w większości mieszkają Polacy, lecz większość rzeczy jest po hiszpańsku (zagmatwane nieprawdaż?).
Rodzaj opowiadania: hmm... detektywistyczne, z dużą dawką śmiechu i koni.
 No, mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba.

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 14 + Ważna informacja!

Wieczór, godzina siedemnasta. Jak zawsze podczas zimy Słońce zachodzi w jak najmniej oczekiwanym momencie. Księżyc był... No właśnie jaki? Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że... był w fazie pełni podczas perygeum (a wiedzcie, że księżyc w pełni podczas perygeum pojawia się jedynie latem)! Słońce nie zdążyło nawet dobrze zajść za horyzont, gdy już można było usłyszeć cichy syk ogniska i szelest wrzucanych do niego liści. To Magda i jej przyjaciółki uwijały się przy rozpalaniu ogniska, gdy inni rozkładali namioty. Na szczęście Magda, Patrycja i Żaneta nie musiały spać na mokrej, zimnej ziemi, gdyż jeden z obozowiczów pożyczył im swój namiot, bo i tak będzie spał ze swoją dziewczyną w jednym namiocie. Przyjaciółki były z tego powodu bardzo zadowolone, jednak pewne rzeczy nadal nie dawały im zasnąć.
   "Przecież jeszcze wczoraj padał śnieg i było poniżej zera! Jak teraz mógł roztopić się śnieg? Na termometrze jest minus pięć stopni Celsjusza, a temperatura odczuwalna dla większości obozowiczów jest wyższa niż dwadzieścia stopni?" myślała Magda.
  Z zamyślenia wyrwał ją donośny głos jednej z trenerek:
- Śpiochy! Wychodźcie z namiotów! Urządzamy ognisko!
  W mniej niż pięć sekund wszyscy byli już na dworze, koło ogniska. Zaczęło się pieczenie kiełbasek i kosztowanie pianek. Oczywiście nie zabrakło też różnych opowieści,  harcerskich, zagadkowych, śmiesznych i... tych całkiem strasznych. Większość dziewczyn schowała się w namiotach, gdy tylko usłyszała "creepypastę o Slendermanie", białym mężczyźnie bez twarzy ubranym w garnitur, który zabija dzieci. Niestety większość schowanych w namiotach obozowiczów nie wiedziała, że była to tylko miejska legenda, sporządzona na jeden z amerykańskich konkursów.
  Jednak resztę nocy obozowicze spędzili na wspólnym śpiewie, opowieściach i rozmowach o koniach rzecz jasna...
------------------------------------------------------------------------
perygeum- czas w którym księżyc jest najbliżej Ziemii
creepypasta- straszna opowieść, miejska legenda itp.
Slenderman- wie prawie każdy

 Okej, właśnie wróciłam z moich miesięcznych wakacji, z dala od Internetu. Nie mogłam robić nic w laptopie, oprócz czytania waszych blogów. Niestety rzadko udawało mi się połączyć Internet, jeśli tak to z cudem, bo zawsze widniała tam piękna cyfra 0,00 kbps ! W ciągu całego miesiąca udało mi się połączyć z dwa razy.

Patrząc teraz na wasze blogi widzę napisy takie jak "ostatni" i "prolog" i mówię sobie w duchu, czemu zawsze jak gdzieś wyjeżdżam to tracę większość rozdziałów z waszych blogów?
Teraz gratuluję tutaj wam wszystkim za waszą twórczość, zapewne zapytacie czemu nie napiszę tego w waszych notkach jako komentarz? Odpowiedź jest prosta, niestety nie mam już zbyt dużo czasu.
Od dawna zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga, jednak trwałam w postanowieniu, że będę go prowadzić, choćby nie wiem co... Teraz boję się, że się wypaliłam i nie mam tylu pomysłów co kiedyś. Czuję się tak jakbym pisała na przymus, a nie tak jak kiedyś... Boję się, że będę musiała to powiedzieć... Niestety, ale... chyba będę musiała... będę musiała... pisać dwa opowiadania na jednym blogu.




I teraz powiedzcie... Co czuliście jak czytaliście tą informację? Myśleliście, że co ogłoszę? Chętnie dowiedziałabym czy umiem pisać tak jak kiedyś... A może nawet uważacie, że poprawiłam swój talent pisarski? Proszę byście opowiedzieli o tym w komentarzach, bo w opowiadaniu, które szykuję, będzie się dużo działo i będzie śmieszne. Być może nawet dzisiaj wrzucę postacie z opowiadania albo nawet rozdział 1- tak na rozgrzewkę.

Acha, to co teraz napiszę traktujcie jako komentarz, który powinnam wrzucić pod waszym rozdziałem ;)

"Jesteście naprawdę świetni i macie WIELKI talent pisarski! Jesteście najwspanialszymi osobami, które poznałam w Internecie. Dziękuję wam za to, że jesteście. Mam nadzieję, że wasza przygoda z waszymi blogami, będzie trwać jak najdłużej! Gdybym tylko mogła, wyściskałabym was, bo jesteście drogimi dla mnie osobami".

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 13

  Przyjaciółki szły do biblioteki żwawym krokiem, gdy ni stąd, ni z owąd nadeszła instruktorka:
- Chodźcie... Chyba nie zapomniałyście o lekcji w terenie?
  Zszokowane dziewczyny odpowiedziały tylko, że doskonale wiedziały o lekcji, co było kłamstwem, i poszły oporządzić konie.
- Wiesz Magda...- powiedziała Żaneta po założeniu ogłowia wierzchowcowi.- Chyba nasze poszukiwania właśnie zostały przełożone.
- Wiem o tym, jednak ta sprawa mnie denerwuje. Wydaje się być taka dziwna i... magiczna. Właściwie, całe Jorvik bywa dziwne. Te lewitujące nad lodem łódki, śnieg, który pomimo 15 stopni Celsjusza nie roztapia się, te magiczne zwierzęta i ten dym. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to miejsce skrywa pewną tajemnicę- zgodziła się Magda.
- Powinnyśmy już iść. Może podczas jazdy nasze umysły coś oświeci- zaproponowała Patrycja.
- Zgadzam się z Pati- odparła wesoło Żaneta.
***
   Widoki Jorvik były przepiękne. Ciemnozielone lasy, zamarznięte strumyki, ośnieżone pola.
- Zapewne jest tu jeszcze piękniej na wiosnę- powiedziała Magda.
- Też tak myślę- odparła Patrycja.
- Chyba robimy postój- poinformowała Żaneta.- Będziemy mogły się rozejrzeć po okolicy. Jednak martwi mnie jedna rzecz...
- Co?- zapytała Magda.
- Okazało się, że będziemy tu obozować, a my nie wzięłyśmy śpiworów.
Dziewczyny wpadły wtedy w gromki śmiech i poszły w stronę grupy, która zaczynała rozkładać namioty. Zapowiadała się wspaniała noc, pełna żartów, śmiechu i opowieści. Nikt jednak nie wiedział, że pod ich stopami czaił się cień...
------------------------------------------------------
 Notka jak zawsze krótka. Miała być wczoraj, ale jak na złość się nie opublikowała. No cóż, trudno. Od razu powiadamiam, że następne rozdziały będą bardziej związane z końmi i obozowymi wspomnieniami, a pod koniec sezonu (który będzie za "kilkaset" lat) pojawi się więcej tajemnic i magii. To na tyle, do następnego rozdziału.


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 12

  Dziewczyny patrzyły na stworzenia z wielkim podziwem. Starały się być cicho, by nie wystraszyć tych delikatnych istot.
- Jakie one piękne...- zachwycała się Magda.
- Tak masz rację- odparła Patrycja.
  Przyjaciółki mogłyby patrzeć na nie godzinami, gdyby nie czarna chmura dymu... Owa chmura pojawiła się nagle i zasiała popłoch wśród zwierząt. Koń czasu zniknął, zostawiając po sobie tylko złoty pył, a Mogut rozpłynął się w powietrzu.
- Uciekamy!- rozkazała Linda i łapiąc dziewczyny uciekła w stronę pensjonatu.
- Co to jest!?- wrzasnęła Magda.
- Nie wie tego nikt, ale można spotkać to tak samo rzadko jak inne magiczne stworzenia.
   Nastolatki uciekały co sił w nogach, a czarny dym je gonił. W tym momencie strach obleciał młode dziewczyny, a czas zwolnił. Po długim i męczącym biegu nastolatki trafiły do pensjonatu. Dopiero wtedy mogły przystanąć i odetchnąć z ulgą.
- C-co to było?- zapytała zszokowana Żaneta.
- Już mówiłam...- odparła Linda.- Nikt tego nie wie.
- Można gdzieś znaleźć o tym czymś informacje?- zapytała Magda.
- Hmm... Raczej tak, chociaż w Internecie mało się o tym mówi, jeśli naprawdę chcesz o tym poczytać to udaj się do biblioteki w pensjonacie, tej obok gabinetu właściciela. A propos, czemu to tak cię interesuje?
- A kto to wie?
- Mam nadzieje, że znajdziecie tego czego szukacie... W każdym razie na mnie czas, do następnego...
- Do widzenia, Linda...
   Po chwili stania w całkowitej ciszy, Magda entuzjastycznie zapytała:
- To co? Idziemy szukać informacji na temat tej chmury pyłu?
-------------------------

   Okej, może rozdział jakoś długością nie powala, ale ważne, że w ogóle jest. Tym razem pojawia się wątek detektywistyczny i główne bohaterki wreszcie zaczną szukać informacji o tych dziwnych wydarzeniach... W każdym razie notka będzie albo jutro, albo w środę. Od razu informuję- komentować zacznę od jutra...

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 11 "Wspomnienia"

  Dziewczyny wyszły przed stadninę. Czekała na nich reszta obozowiczów. Przed całą zgrają stała Klara, jak zawsze piękna i... dwulicowa. Uśmiechnęła się złośliwie i wysyczała:
- Proszę, proszę... Niby takie "profesjonalistki", a najdłużej oporządzają konie.
- I kto by o tym pomyślał?- rzuciła sarkastycznie Ewa, podwładna Klary.- Musieliśmy na was czekać pięć minut. Żałosne...
   Magda cała wnerwiona podeszła do instruktorki i wskoczyła na Ascara. Jej przyjaciółki zauważyły jej niechęć do Klary, próbowały porozmawiać z nią podczas przejażdżki, lecz dziewczyna w ogóle się nie odzywała.
- Magda, uspokój się... Sama wiesz jaka jest Klara- powiedziała Patrycja.
- Taka sama jak Anka i Eva? Tak, wiem- powiedziała ostro Magda.
- Spokojnie... To nie jest takie ważne...
- Takie ważne? To był horror w moim życiu. Najpierw problemy ze stadniną, później odwołanie turnieju Claymont, następnie informacja, że jestem adoptowana, a pod koniec wyjazd tych żmij do Londynu! Uważałam je za przyjaciółki, a one ze mnie zadrwiły i wykorzystywały! Czy to było w porządku? Nie! Nie było! Nie wiecie jak się czuję... W każdej chwili moi rodzice mogą stracić dom, cały majątek, stadninę. Twój ojciec, Patrycjo jakoś będzie się utrzymywał, bo jest bankierem, ale mój...
- Magda!- krzyknęła Pati.- Przestań się o wszystko obwiniać. Jesteś wspaniałą dziewczyną, masz talent. Nie płacz! Masz przecież jeszcze nas... Zapomniałaś o swoich przyjaciółkach? Pomożemy ci w każdej sytuacji. Otrzyj te łzy i spójrz na świat. Czy nie jest piękny?
- Tak... Masz rację... Dziękuję!
   Podczas tej scenki większość ciekawskich spojrzeń oglądała żalenie się Magdy. Dopiero po kilku sekundach dziewczyny to zauważyły.
- Matko święta...- jęknęła Żaneta.
***
    Po wycieczce dziewczyny poszły za Lindą. Dziewczyna kazała stąpać po ziemi cicho i delikatnie.
- Linda, czemu mamy być cicho?- szepnęła Magda.
- To co chcę wam pokazać jest bardzo płochliwe.
-Aha...
   Przyjaciółki szły dalej przez las, aż doszły do małego źródełka.
- Jakie piękne...- powiedziała Żaneta.
- Cisza!- uciszyła ją Linda.- Patrzcie uważnie...
   Nastolatki przyjrzały się uważnie, po czym zaczęły widzieć różne kształty. Po chwili ujrzały małego, błękitnego kota o długim ogonie, lewitującego nad koniem, lecz nie jakimś zwyczajnym. Była to piękna klacz, której sierść lśniła jak złoto, a właściwie była złota. Jej piękna nie dało się opisać, jedyne co było widoczne to róg i skrzydła.
- C-czy t-to unipeg?- zapytała się zszokowana Patrycja.
- Nie, to ostatnia klacz konia czasu... a na jej grzbiecie lewituje sam Mogut, legenda i upiór tego regionu...
 
----------------------------------------
 
Przepraszam za taką długą przerwę. Jest mi bardzo, bardzo przykro, lecz przez ostatni miesiąc nie miałam czasu. Byłam zajęta rekrutacją do gimnazjum, nauką, zbieraniem dobrych ocen itp. Niestety jak chce się człowiek dostać do dobrego, elitarnego gimnazjum to się czasu nie ma. Nie wiem czy mi wybaczycie za tak długą przerwę, ale jeśli tak, to będę bardzo wdzięczna. Ostatnio mam coraz więcej czasu (zobaczyłam Internet po 2 tygodniach), więc zapewne rozdziały będą często, ale będą krótkie. Może jak się postaram to rozdziały w wakacje będą codziennie.
 
Ok, rozdział taki nieogarnięty i w ogóle, ale musiałam napisać coś od razu jak zauważyłam komentarze. Żal mi serce ściska, że przez moją ambicję pójścia do dobrego gimnazjum, zaniedbałam bloga, ale teraz gdy na koniec roku mam same piątki, to jestem wreszcie zadowolona, gdyż mam już czas na prowadzenie bloga.
 
Wybaczcie za tą długą przerwę i do hmm... pomyślmy... i do jutra.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 10

 Gdy Magda skończyła oporządzać Ascara, większość osób dopiero skumała co to wędzidło. Dziewczyna wyszła na dziedziniec wraz z przyjaciółkami. To co zobaczyły, było naprawdę miłą niespodzianką.
-Linda!-krzyknęła szczęśliwa Patrycja.
Nastolatka odwróciła się w stronę dziewczyn i uśmiechnęła się:
-Witajcie! I jak? Cieszycie się z kolonii?
-Na razie tak-odparła Żaneta.
-Na razie?
-Nie wiem jak sądzisz, ale według nas dzieją się tu dziwne rzeczy.
-Aha.. Rozumiem. Wiele osób tak twierdzi, ale według mnie to nie jest prawda.
-Możesz opowiedzieć o tym więcej?
-Jasne, ale na razie mam wam więcej rzeczy do opowiedzenia... i pokazania.
 Przyjaciółki popatrzyły po sobie.
-To co robimy?-zapytały.
-Hmm... Chodźcie za mną.
 Linda zaprowadziła je do prywatnej części stajni. Większość boksów była pusta, a cisza panowała wszędzie.
-Może nie jest to zbyt popularna stadnina, ale ma swój urok- odparła licealistka.
-Masz rację-przytaknęła Magda.- To miejsce jest piękne.
-Spójrzcie tam-poleciła, wskazując palcem w stronę karego konia.
 Wałach był dobrze umięśnionym fryzyjczykiem. Jego lśniąca sierść była oznaką zdrowia. W oświetleniu lamp wyglądał dumnie i okazale. Jak na swoją rasę był dość wysoki. Od pobytu dziewczyn w stajni, bacznie przyglądał się ich poczynaniom.
Linda poszła w stronę konia. Trzymała w prawej ręce jabłko, a lewą zachęcała znajome do przybliżenia się w stronę boksu.
-Oto Traphon. Mój koń. Jest trochę nieśmiały i płochliwy, ale po głębszej znajomości jest najlepszym przyjacielem każdego jeźdźca.
-On jest cudowny. W czym się specjalizuje?-zapytała Patrycja.
-Nie jest jakiś dobry w ujeżdżeniu. Jednak dobrze zna się na powożeniu oraz jest koniem do hipoterapii.
-Czy to wszystko co chciałaś nam pokazać?
-Oczywiście, że nie. Ale zanim wam to pokaże, musimy pójść na jazdę, która za chwilę się zacznie.

Ważne!

Tak, tak powracam. Czemu tak długo nie było rozdziału? Ten przeklęty Internet przestał działać w najmniej odpowiedniej chwili. Przez cały tydzień siedziałam bez kompa, a moje myśli krążyły na temat tego jak napiszę rozdział. Dokładnie wczoraj o 20 podłączono Internet z powrotem, więc teraz spamuję. Rozdział pojawi się dzisiaj lub jutro. Muszę też przyznać, że brak Internetu wyszedł mi na dobre, bo znalazłam stare szpargały. Oto co z nich wyszło: www.brylkasworld.blogspot.com
Tak, tak założyłam nowy blog, bo wena mnie ciągnie do rysowania czegoś.
Muszę przyznać, że ta notka jest bez sensu, ale za 30 minut idę do szkoły. Tak, tak w piątki chodzę do szkoły na 10.30

Więc oto tą głupią notką kończę spamować. Zapraszam na nowego bloga, gdzie za chwilę ukaże się notka ( również bez sensu). Do następnego rozdziału...

Szałwia

piątek, 29 marca 2013

Wesołej Wielkanocy!

Zdziwisz się kto? Zdziwisz się skąd?
A ja Ci życzę Wesołych Świąt!
Pomyślisz sobie, to jakaś bajka!
A ja Ci życzę smacznego jajka!
Czy jestem szczera? Nie miej obawy!
Bo również życzę miłej zabawy!

I oto takim miłym gestem witam się z wami. Uprzedzam, że wierszyk nie jest mój. Gdybym zapodała w Internecie jeden z moich wierszy to Warszawa byłaby ruiną (i tak już nią jest :D).


VN:F [1.9.22_1171]

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 9

 Wskazówki zegara szalały, kręcąc się to w prawo, to w lewo. Osłupiałe dziewczyny patrzyły na to z niedowierzaniem. Magda zerknęła na swój elektroniczny zegarek, po czym powiedziała:
-Dzieją się tu dziwne rzeczy.
-Serio?- rzekła sarkastycznie Żaneta.
-Mogą to być zwidy. Może zjadłyśmy coś nieświeżego? Może..
-Znajdujemy się na biegunie północnym?- dokończyła Magda.- Pati, przestań wszystko tłumaczyć... Tego NIE da się wytłumaczyć naukowo! To... to...
-Zjawiska paranormalne!- wystraszyła się Żaneta.
***
 Klara i jej przyjaciółki szły przez środek stajni, oglądając wszystkie konie. Przystanęły przy koniu hanowerskim, belgijskim półkrwi i palomino.
-Hmm... Jakie piękne konie- zdumiała się Klara.
- Nie wierzę, by kiedyś mieli tyle pieniędzy, by je kupić- uśmiechnęła się złośliwie Agata, przyjaciółka Klary.
-Chętnie bym je kupiła.
-Pewnie mają świetną bonitację.
-To też prawda.
-Ciekawe jakie amatorki jeżdżą na tych przepięknych koniach.
-Właśnie.
-Zapewne to my jesteśmy tymi "amatorkami"- rzuciła sarkastycznie Patrycja, która wraz z przyjaciółkami od dłuższej chwili przysłuchiwała się rozmowie. 
-To wasze konie?-zdumiała się Klara.
-Tak.- odpowiedziała Magda.
-Wiesz... z takim sprzętem to trudno mówić o twoim profesjonalizmie- zaśmiała się Klara, wskazując na sprzęt jeździecki Magdy.
-I co z tego, że nie jest nowy? Czy ty codziennie zmieniasz sprzęt jeździecki?
 Klara tylko prychnęła w odpowiedzi i poszła do swojego konia.
"Nikt nie będzie obrażał mnie, Ascara ani mojego sprzętu. Nikt! Czy to moja wina, że stadnina w Claymont podupada?"- pomyślała Magda.
-------------------------------------------------------------
I oto 9 rozdział! Rozwiązała się zagadka "Co tak wystraszyło Żanetę", znów pojawiła się Klara oraz dowiedzieliśmy się, że  stadnina Claymont podupada.
 Czy mimo to Magda nadal będzie się cieszyć z pobytu w Jorvik? Czy odkryją nowe zagadki tego miejsca? Czy wreszcie ktoś utrze nosa Klarze? O tym w następnych rozdziałach...

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 8

-Wyszczotkujcie i osiodłajcie konie, a później spotkamy się na padoku- poleciła instruktorka, Beata.

   Beata była młodą, dwudziestoletnią kobietą. Urodą przypominała Szwedkę. Blond włosy, błękitne oczy i zimny, stanowczy głos robiły z niej instruktorkę idealną. Może nie była mistrzynią w swoim fachu, ale jej poziom był wysoki. Bez trudu dała wszystkim do zrozumienia, że muszą się starać, bo inaczej nie dożyją trzech lekcji z Beatą.

   Gdy wszyscy pobiegli po rząd jeździecki, co było trudne dla większości uczniów, instruktorka uważnie oglądała ich poczynania. Najbardziej spodobały jej się Magda, Żaneta, Patrycja i ...
***
-Ileż to ja czekałam na ten obóz!- powiedziała podekscytowana Żaneta.- Pomyślcie... Codziennie lekcje z ujeżdżenia, nauka skoków, cross, jeździectwo "western". Nie mówiąc już o systemie TTouch...
-Każda z nas podziela twoje zdanie...- zgodziła się Patrycja.- Jednak coś mnie niepokoi...
-Co takiego?- zapytała Magda.
-Jak wiecie...- zaczęła Pati.- Mam specyficzny rodzaj snu. Zasypiam o godzinie bodajże dwudziestej drugiej, a budzę się o piątej nad ranem.
-Oczywiście, że wiemy. Ale co jest nie tak?
-Dzisiaj obudziłam się o szóstej, jednak byłam strasznie niewyspana. Wy musiałyście mnie budzić. To NIE jest normalne!
-Może to przez zmianę powietrza albo inne ciśnienie?-zaproponowała Żaneta.
-Nie... Przez większość swojego życia podróżowałam z ojcem po świecie. Budziłam się o piątej od ZAWSZE! Zawsze chodziłam jak w zegarku...
-Wiecie co? Lepiej przestańmy rozmawiać, bo my właśnie w tej oto chwili nie chodzimy jak w zegarku- poinformowała Magda.
-Co masz na myśli?
-Jest już ósma...
-Co?!- krzyknęła Patrycja.
-Sama spójrz.
Pati rzuciła się w stronę zegarka. Chwytając rękę Magdy, spojrzała na godzinę.
-Szósta trzydzieści... Czemu mnie tak straszysz?
-Ja... Ja...- Magda zdumiała się.- Przed chwilą na moim zegarku wyświetlała się godzina ósma. Mówię serio... Żaneta może potwierdzić... Prawda Żaneta?
-...
-Żaneta? Słyszysz mnie?
Patrycja i Magda spojrzały na koleżankę, która stała jak słup soli i mamrotała coś pod nosem. Prawą ręką wskazywała zegar.
-Mari? Co się stało?
-Spójrzcie...- wyszeptała.
----------------------------------------------------------
I oto 8 rozdział. Pomyślałam, że wrzucę go wcześniej (zadośćuczynienie za nieobecność), a następny wrzucę w sobotę.
 

poniedziałek, 18 marca 2013

(Nie)Wielki Powrót

Oto ja, Szałwia! Powracam po miesiącu męczennictwa (patrz: Powód).
Pytacie pewnie czemu?

Powód:
1. Mój laptop się zepsuł.
2. Facet który go naprawiał, był tak leniwy, że naprawiał go MIESIĄC!
3. Na dodatek złapałam anginę.

Częstość notek:
1. Będą rzadziej, lecz będą dłuższe.
2. Najbliższa pojawi się pod koniec tygodnia.

Czemu notki będą rzadko?
1.Ostatnio mam problemy z koncentracją.
2. Nie mogę nic wymyśleć (dni 5 luty-3 marca- miesiąc anty pomysłowy)
3. Oceny nie będą się same poprawiać, a sprawdzian szóstoklasisty tuż, tuż...
4. Nauka angielskiego i niemieckiego.
5. Ogromny zapał by pójść do klasy dwujęzycznej.
6.Chęć nauki j. francuskiego.

Czemu nadal mam dobry humor?
Mam mnóstwo pomysłów, więc rozdział będzie tuż, tuż...

Komentowanie innych blogów:
Dużo czasu mi zajmie zanim znów będę regularnie komentować, ale w przyszłym tygodniu już pojawią się jakieś komentarze ode mnie.

Chciałabym też przywitać nową czytelniczkę mojego bloga o nicku Spirit. Dziękuje za nominowanie do Versatile Blogger Award. Jednak nie wiem czy skorzystam. Powód? Nominowało mnie już 10 osób (większość przez maila), ale dziękuje za to wyróżnienie.

Pozdrawiam,
Szałwia (wasza blogerka z anginą zamiast weny)

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 7

 Następny dzień wstał wyjątkowo wcześnie. Już od szóstej rano w pensjonacie słychać było szczęśliwe i fascynujące rozmowy na temat nauki w Jorvik, złośliwe chichoty "Klary and spółka" oraz okrzyki i przekomarzanie reszty obozowiczów na temat wstawania o szóstej rano. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to co działo się w piwnicy...
***
-Magda...-mówiła Żaneta.- Czy jesteś pewna, że to tutaj?
-Oczywiście.
-Ale tak pewna, pewna?
-Tak, jestem pewna, pewna.
-Ale tak pewna, pewna, pewna?
-Żaneta! Czy ty masz coś ze wzrokiem, czy raczej nigdy stajni nie widziałaś?
-To zależy, bo akurat dzisiaj zgubiłam okulary-stwierdziła Żaneta.- Czy to pies?
-Eee.... To tabliczka z napisem "Wstęp wzbroniony!"-powiedziała Patrycja.
-Po co w stajni tabliczka z takim napisem?
-Eee... To ja wytłumaczę jej to później.
***
 -Jak tam polowanie?
-Dobrze. Może Mogut nie znalazł tyle zwierząt co powinien, ale jestem z niego dumny.
-Chyba nie przywykłeś do niego za bardzo?
-Oczywiście, że nie. To tylko żałosna istota nie warta uwagi. Może i przypomina moje koszmary, ale spójrzmy prawdzie w oczy... to tylko mała, bojaźliwa istotka z tendencją na zabijanie...
-Hmm... Wiedziałem, że się panu spodoba-odrzekł głos, po czym się uśmiechnął.- Mam dla ciebie nowe zadanie. A mianowicie...-tu głos mu się zawiesił.- Zabicie istoty czasu...
-Doskonale-powiedział mężczyzna, po czym zaśmiał się złowieszczo.
-----------------------------------------------------------------------
Witam! Wreszcie wróciłam z ferii. Dzisiaj też oto pojawił się taki tajemniczy dialog oraz "istota czasu". Jeśli macie jakieś propozycje jak mogłaby wyglądać, jak zachowywać, jaką posiadać moc i uosobienie to chętnie prosiłabym o emaile lub komentarze pod tym rozdziałem. Zależy mi na tym, gdyż pisałam to "na żywca", więc sama nie wiem co to za istota. Wiem tylko tyle, że to magiczny koń (coś jak verde, hades, trestale, pegaz, kelpie, jednorożec itp.). Heh, moja pokręcona logika, najpierw piszę, potem myślę, przez co opowiadanie ma nieścisłości.

Teraz taka mała informacja: Mam mało czasu, więc komentarze pod waszymi rozdziałami mogą pojawić się za parę dni.

Oraz pytanko do Koniowatej: O jaką grę ci chodziło w komentarzu pod rozdziałem 6? Chętnie bym pograła.
 

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 6

Drewniane ściany, szkarłatne tkaniny, wyblakłe kolory, duże okna, tak wyglądała sień. Straszliwa atmosfera panoszyła się po pensjonacie.  Obrazy były różne. Niektóre przedstawiały martwą naturę, inne krajobrazy lub portrety. Jednak każdy zawierał coś dziwnego. Magda nie wiedziała co takiego, ale miała pewne odczucie, które przekonywało ją, że obrazy są inne. Nie próbowała się podzielić tą wiadomością z przyjaciółkami, gdyż one były zajęte. Bała się też, czy przypadkiem nie wyśmieją jej słów. W tej chwili Linda otworzyła pięknie zdobione drzwi. Pomieszczenie zza nich wyglądało podobnie co sień. W prawym rogu znajdował się kominek. Na przeciwko niego stała wielka czerwona kanapa i mały, rzeźbiony stolik. Całość wyglądała przytulnie, jednak nadal było coś niepokojącego, co wyczuwała jedynie Magda.
-Witajcie w pensjonacie- powiedziała Linda.- Za chwilę poznacie właściciela, pana Antoniego Kwardyckiego. Później będziecie mogli rozpakować się.
***
 Obozowicze czekali w salonie na właściciela "Brzozowego Zagajnika". Po paru minutach przyszedł. Jego zgorzkniały wyraz twarzy od razu przykuł uwagę przyjaciółek. Czarne włosy, dotknięte już lekką siwizną, błyszczały w świetle żyrandola. W pierwszej chwili jego ubiór przypominał... szlafrok. Jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się można było zauważyć białą koszulę, czerwoną muchę i długi płaszcz koloru ziemi. Jego oczy wyrażały wszystko, od szyderczego śmiechu po dwulicowość. Uśmiechnął się i wytłumaczył co wolno robić, a czego nie. Powoli powiedział cały plan kolonii, po czym wyszedł, zostawiając zdezorientowanych obozowiczów w salonie.
-Coś mi się wydaje, że to raczej będzie obóz karny, niż jeździecki- poinformowała Żaneta.
-Raczej nie dla nas. Spójrz na resztę naszych "kolegów"- zbagatelizowała Patrycja.
-Chodźcie-pośpieszyła przyjaciółki Magda.- Jeśli będziecie się tak włóczyć, to dostaniemy jakiś "gorszy" pokój.
***
 Po kilku minutach Magda, Patrycja i Żaneta znalazły idealny pokój. Rozejrzały się po okolicy i w spokoju zajęły łóżka.
-Popatrzcie na widoki. Są cudne- poinformowała Mari.
-Rzeczywiście są nieziemskie- zgodziła się Magda.
 Zza okna rozpościerał się widok gór. Wszędzie rosły brzozy, mimo, że był środek zimy jeszcze niektóre nie zrzuciły liści. Z nieba zaczął padać śnieg, delikatne płatki, gdy tylko dotknęły policzka Patrycji, rozpuściły się.
-Wiecie co myślę?-zapytała Pati.- Cały ten krajobraz jest dziwny. Jest środek zimy, a niektóre drzewa nie zrzuciły liści. Niektóre są nawet jeszcze zielone. Popatrzcie tam- wskazała palcem światło, które lśniło parę kilometrów dalej.- Tam jest jezioro na którym pływa łódka. To jest niemożliwe. Jest minus 15 stopni Celsjusza. W takiej temperaturze powietrza, jezioro powinno zamarznąć. Przez co nikt ani nic nie mogłoby na nim płynąć. A ta łódka pływa. To niedorzeczne. To jakiś lodołamacz czy co?!
-Jak ty możesz widzieć taką małą łódkę?- zapytała Żaneta.
-Jestem dalekowidzem i nie wzięłam okularów. Mam soczewki, ale nie mam zamiaru ich nosić. Moja koleżanka przez nie oślepła.
-Chodźmy spać- poprosiła Magda.- Jest już dwudziesta druga.
-Jasne już idziemy.
***
-Panie Antoni! Czekam do północy. Jeśli nie przybędzie pan w wyznaczonym czasie to koniec naszej umowy.
-Będzie pan zadowolony z łowów. Trzeba jednak przyznać, że Mogut nie chce współpracować.
-Spokojnie, niedługo znajdzie to czego potrzebuje...
-------------------------------------------------------------------------------------------
 
Wybaczcie, że długo nie było rozdziału. Internet padł i nie chciał się połączyć przez trzy dni (znowu). Na szczęście dzisiaj się połączył.
 
Mam jeszcze jedną informację. Przez tydzień mnie nie będzie. Jadę do dziadków, na wieś, bez Internetu. Dobra wiadomość jest taka, że zawszę jak tam jadę to dostaję weny, więc czekajcie na następne rozdziały, które będą coraz bardziej tajemnicze.

Życzę wam dobrych i bezpiecznych ferii.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 5

Patrycja podeszła do Lindy. Chwilę rozmawiała z nią. Magda i Żaneta widziały jak szesnastolatka śmieje się i potakująco kiwa głową. Po chwili Pati zachęcająco zawołała przyjaciółki. Obie szybko podeszły i przywitały się z Lindą. Dziewczyna wytłumaczyła im co będą robić na obozie.
-Też jestem zszokowana obozowiczami. Myślałam, że będą bardziej... obeznani z jazdą konną- powiedziała.
-My też- potwierdziła Magda.- Przypominają mi trochę moją klasę.
-Hmm... Rozumiem. Miałam tak samo.
-Mam przynajmniej nadzieję, że czegoś się nauczymy.
-Zapewne tak. Ten obóz przeznaczony jest dla osób zaawansowanych. A wy swoją rozmową o PNH przekonałyście mnie, że znacie się na koniach bardzo dobrze.
-Dziękujemy-podziękowała Żaneta.- Miło to usłyszeć.
-Dobrze. Ustawcie się w pary, a ja zbiorę resztę obozowiczów.
Po tych słowach Linda poszła nawoływać resztę grupy.
***
 Magda, Patrycja i Żaneta szły ochoczo za szesnastolatką. Na początku martwiły się o swoje konie, lecz Linda uspokoiła je, że jej koledzy zaraz po nie przyjadą i zawiozą do pensjonatu. Teraz jedynie szesnastolatka zamartwiała się, co powie pan Kwardycki na grupkę początkujących jeźdźców. Jednak wiedziała, że jakby co to honor obozu uratuje czwórka nastolatek.
***
 Grupa powoli dochodziła do pensjonatu "Brzozowy Zagajnik" który znajdował się w uroczej dolince. Był to duży budynek, zbudowany z drewna brzozowego, którego było pełno w okolicy. W oknach paliło się światło. Dróżka prowadząca do wejścia usypana była kamieniami. Po prawej stronie posiadłości stała stajnia. Naprzeciwko widać było małe oczko wodne w którym pływały ryby. Całość wyglądała wspaniale, wszyscy obozowicze zdumieli się wyglądem pensjonatu.
-Ho, ho, ho- uśmiechnęła się Żaneta.- Będziemy mieszkać w jakimś pałacu.
-Masz rację- zgodziła się Patrycja.- Obyśmy się tam nie zgubiły... Jednak nie to mnie teraz martwi.
-Co masz na myśli?
-Nadal nie wiemy gdzie będziemy spać. Wolicie pierwsze czy drugie piętro?
-Mnie to nie obchodzi-powiedziała Magda.- Chcę tylko spać przy ścianie.
-To ja przy oknie!-krzyknęła Mari.
Wtedy Linda otworzyła drzwi. Po chwili obozowicze znaleźli się w jednej z sieni...
---------------------------------------------------------------
Wreszcie dodałam 5 rozdział! Jestem z siebie dumna. Wybaczcie, że rozdziału długo nie było. Nie miałam weny, lecz po paru godzinach spędzonych przed komputerem wreszcie dokonałam niemożliwego.
 

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 4

 Oświetlony peron wyglądał niesamowicie. Przez biały dach ledwie widać było ciemną noc. Po prawej stronie wisiał neon z napisem "Peron 1".  Mimo, że pora była jeszcze młoda, na pociągi czekało mało osób. Jedną z nich była Linda. Miała brązowe włosy spięte w wysoki kucyk i ciemną karnację. Na zieloną bluzę narzuciła kurtkę, sięgającą do połowy ud. Poobcierane dżinsy i czerwono-białe tenisówki sprzeczały się z charakterem dziewczyny, do którego pasowałyby tylko stroje spokojne i dobrze dobrane kolorystycznie. Na ramieniu szesnastolatki wisiał czerwony plecak. Cały ubiór byłby dobrze zniesiony przez innych, gdyby nie zaparowane, okrągłe okulary, białe nauszniki z angory i... stos książek, które trzymała w prawej dłoni. Z dala spokojnie mogłaby przypominać hipsterkę.
 Biało-zielony pociąg wjechał na peron. Drzwi automatycznie otworzyły się i wybiegła z nich grupka rozwrzeszczanych nastolatków. Gdyby nie to, że Linda trzymała kartkę z napisem "Zima w siodle" to zapewne nikt nie uwierzyłby, że te osoby umieją jeździć konno. Na końcu tego "huraganu nastolatków" szła Magda, Patrycja i Żaneta. Rozmawiały o Parelli Natural Horse-Man-Ship.
-Dzięki PNH ja i mój Ekwador rozumiemy się bez słów- powiedziała Żaneta.
-Tak. PNH działa cuda, a to wszystko dzięki Patowi Parelliemu-potwierdziła Magda.
Patrycja wsłuchiwała się w rozmowę koleżanek i jednocześnie obserwowała otoczenie. Zauważyła kilku chłopaków, nie byli typem sportowców ani kujonów. "'Gdyby wpuścić ich do klasy pełnej dziewczyn to przeżywali by największy luksus w swoim życiu. Nie ma co się dziwić, przystojni do kwadratu*. Ciekawe tylko czy umieją jeździć konno. Patrząc na całą tą zgraję, to raczej nie." myślała. Patrycja nie myliła się. Tylko one umiały jeździć konno na poziomie zaawansowanym. Reszta przyjechała na obóz ze względu na odpoczynek lub wysokie mniemanie o sobie. Jedną z takich osóbek była Klara. Jej złote loki wydawały się spływać na ramiona, a bursztynowe oczy iskrzyły się w świetle lamp. Jej cera wydawała się być z prawdziwego złota. Ubrana była w bluzkę baskinkę, spódnicę sięgającą do połowy ud koloru niebieskiego, dwukolorowy żakiet i białe, zamszowe buty. Na nogi założyła białe rajstopy. Patrząc na Klarę nikt nie uwierzyłby, że jest zima, a temperatura nie przypomina wiosennej. Jednym słowem nastolatka wyglądała szokująco i zarazem modnie. Większość chłopaków spoglądało na nią z zaciekawieniem, reszta z pogardą. Dziewczyna nie zwracała na to uwagi. Czasami jednak puszczała do chłopaków oczka, czasami całusy. Żaneta nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
-Wygląda jakby szła na jakiś pokaz mody-stwierdziła.
-A te zachowanie podrywaczki- powiedziała Magda.
-Jedno wiadomo na pewno- przeraziła się Patrycja.- Jeśli to "coś" ma wsiąść na konia, to aż boję się pomyśleć co się może stać.
-Masz rację-potwierdziła Żaneta.- Ciekawe jak odpowiedziałaby na pytanie "Czy rollkur jest humanitarny i czy jego używanie jest zakazane?".
-Zapewne odpowiedziałaby: "To zależy jaki to typ ubrania i kto jest jego projektantem."- zaczęła się śmiać Magda.
-Dobra, przestańmy rechotać i pójdźmy do tej nastolatki z kartką "Zima w siodle". Jak mniemam, jeszcze nikt nie zauważył tej dziewczyny- zainformowała Patrycja i poszła w stronę Lindy.
Żaneta i Magda spojrzały po sobie, uśmiechnęły się i poszły za Patrycją.
--------------------------------------------------------------------
*(...) do kwadratu- ulubione słowo Patrycji. Potwierdza nim wszystko co zostało potwierdzone.
--------------------------------------------------------------------

I oto pojawił się czarny charakter! Od teraz nie tylko będziecie skazani na wszystkie tajemnice, zwroty akcji itp., ale też na Klarę. Wymyśliłam ją po to by osoby z mojego otoczenia nie mówiły, że bohaterki mojego opowiadania wiodą szczęśliwe życie, bez wrogów.

niedziela, 6 stycznia 2013

Czy wiesz, że...? + Dziękuje

Więc, od czego by tu zacząć... Hmm...

Dziękuje wam za te tysiąc odwiedzin mojego bloga. W tym krótkim czasie mój blog obejrzały takie kraje jak: Polska oczywiście, Stany Zjednoczone, Niemcy i Izrael.

Teraz ciekawostki dotyczące mojego opowiadania:

Czy wiesz, że...?
  • Anka i Eva od początku książki były dedykowane moim pseudo-przyjaciółkom z klasy?
  • Kinga, Kamila i Klaudia przypominają divy z mojej szkoły?
  • Ascar na początku miał być maści skarogniadej?
  • Ascar jest holsztynem, chociaż na początku miał być koniem małopolskim?
  • Magda na początku miała mieć kota?
  • Mada(g)ascar to sequel Crystal Paradis?
  • Magda jest kuzynką Kingi i Piotra (Crystal Paradis)?
  • Żaneta jest charakteryzowana na mnie?
  • Mogut przypomina dementora tylko gdy jest zły albo przestraszony?

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 3

-Co to było!?-zapytała Żaneta.
-Nie wiem, ale już nigdy w życiu nie będę robić ani zdjęć, ani filmów podczas burzy-zdecydowała Patrycja.
-Chwila-uświadomiła sobie Magda.-Daj aparat!
Pati bezproblemowo podała jej cyfrówkę. Dziewczyna natychmiast zaczęła oglądać filmik nakręcony parę minut temu. Żaneta z zaciekawieniem poprawiła okulary i przyjrzała się znikającemu cieniowi. W jednej sekundzie widać było niewyraźny kształt postaci.
-Zatrzymaj!-rozkazała Mari.
Na obrazie widać było już tylko księżyc, schowany za tysiącami chmur.
-Cofnij odrobinę.
-Nie mogę-powiedziała Magda.-Bateria jest już na wyczerpaniu.
W tej chwili ekran aparatu stał się czarny jak noc w Jorvik.
-No świetnie. Teraz już się nie dowiemy kogo była to sylwetka-zasmuciła się Żaneta.
-Spokojnie. Jak tylko dotrzemy na obóz to naładuję baterię-pocieszyła Magda.
-Wiecie co? Nie wiem czemu, ale wydaję mi się, że coś jest z tym pociągiem nie tak-przeraziła się Patrycja.
-A czemu tak myślisz?
-Już od trzech godzin pociąg nie zatrzymał się na żadnej stacji.
-Może żadnej nie było?
-Przecież sama widziałaś te wszystkie stacje.
-Nie wiem czemu wymyślacie te paranormalne historie-powiedziała Żaneta z dezaprobatą.- Nie czytałyście opisu obozu?
-Raczej nie- powiedziały chórem.
-To zaraz zobaczycie.
Po tych słowach wyjęła z walizki laptopa i otworzyła stronę Brzozowego Zagajnika. Przewinęła stronę do dołu i kliknęła w zakładkę "Wycieczki". Następnie wybrała tą z napisem "Rajd po Jorvik".  Zamaszystym ruchem ręki pokazała napis.
-Jazda specjalnym pociągiem bez przesiadek.
-Więc jak ty wsiadłaś do pociągu, skoro weszłaś trzydzieści minut po odjechaniu pociągu z Warszawy?-zapytała zdezorientowana Magda.
-Nie wiecie, że ten pociąg zatrzymuje się tylko w pięciu miejscach?
-Raczej nie. W tych rodzaju sprawach jesteśmy zielone-powiedziała przepraszająco Patrycja.
-Więc ty nie mieszkasz w Warszawie? Szkoda-zasmuciła się Magda.
-Jasne, że mieszkam!-zaśmiała się Mari.-Tylko spóźniłam się na pociąg w Warszawie.
W tym momencie pociąg się zatrzymał...
----------------------------------------------------------
I oto trzeci rozdział. Na razie mam mnóstwo pomysłów na następne rozdziały, więc będą pojawiać się regularnie, co 3 lub 4 dni.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 2

 Nad Doliną Argarod* Słońce leniwie zachodziło za horyzontem. Niebo powoli stawało się fioletowe, by za chwilę olśnić gwiazdami na granatowym firmamencie. Pociąg linii PKP jechał w stronę Lawendowego Wzgórza. Patrycja oglądała to przepiękne widowisko z przejęciem. Po chwili powiedziała:
-Nigdy nie widziałam tak bezchmurnego nieba. Jakie te gwiazdy piękne. Zaczynam wierzyć, że w niektórych rejonach świata, przyroda urzeka swoim pięknem.
-Tak, ale za chwilę niebo nie będzie takie bezchmurne-poinformowała Żaneta i wskazała burzowe chmury.
-Ja to mam pecha. Zawsze jak coś jest piękne to przyroda musi to zniszczyć.
-Patrycja!-zawołała Magda.-Nasza grupka 3K** wysłała nam SMS-a.
-Jakiego?
-"Samolot wypas, hotel wypas, restauracja też wypas! A u was?".
-Chwila. A czy one przypadkiem nie pojechały na obóz harcerski?
-Masz rację-zgodziła się Magda.-A to zołzy.
-Odpiszcie im, że macie pogodę wypas-zaproponowała Żaneta.
-Nie, musimy je czymś zdławić. Najlepiej ciętą ripostą-stwierdziła Magda.
-Magduś, pożyczysz cyfrówkę?- zapytała Pati.- Chcę zrobić zdjęcie zza okna.
-Jasne, zaczekaj chwilę-zgodziła się Magda i zaczęła grzebać w torbie.
-Szybciej, za chwilę burzowe chmury zakryją niebo-powiedziała zniecierpliwiona Patrycja.
-Trzymaj-powiedziała Magda, wręczając Pati aparat.
Brunetka od razu chwyciła go i zaczęła robić zdjęcia.
***
 Grzmoty huczały niemiłosiernie. Patrycja nadal robiła zdjęcia, gdyż nawet jej się spodobało.
-Pati! Oddaj już aparat, bo mi się bateria rozładuje-narzekała Magda.
-Chwila, zrobię jeszcze tylko dwa zdjęcia.
 W tej chwili z uchylonego okna zaczął wydobywać się dym, który zaczął zamieniać się w jakiś kształt. Powoli powstał dziwny i szyderczy uśmieszek. Magdę i Żanetę zamurowało. Mari zaproponowała przerażona:
-Pati, a może zamkniesz już to okno?
-Phi. Nigdy. Nie widzisz, że kręcę właśnie film z powstawaniem czegoś co przypomina Dementora z Harrego Potera?
-No właśnie widzę. Szkoda tylko, że to coś cię owija.
W tym momencie Patrycja krzyknęła w niebogłosy i zaczęła strzepywać z siebie dym. Po paru sekundach zamknęła okno i usiadła koło przyjaciółek na podłodze.
***
 Blaski błyskawic rozświetlały nadal uśmiech stwora. Jego czarne futro powiewało na wietrze. Ni stąd ni zowąd kształt rozpłynął się w powietrzu, a w oddali słychać było szyderczy śmiech...
 
------------------------------------------------------------------
 
Dolina Argarod- ta urocza dolinka jest jedyną drogą dotarcia do Jorvik.
 
3K- tak Magda i Patrycja nazywają Kingę, Kamilę i Klaudie
 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
No i oto drugi rozdział. Jak już wcześniej wspomniałam w jednym z komentarzy, pojawił się tu mogut. Na razie można wywnioskować, że jest czarnym charakterem. A wy jak wyobrażaliście sobie moguta?

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 1

-Cieszysz się, że jedziemy do Jorvik?-zapytała Magda.
-Tak. Nie mogę się doczekać obozu-potwierdziła Patrycja.-Podobno w zimę Jorvik jest wyjątkowo piękne.
-Też tak myślę. Szkoda tylko, że spędzimy tam tak mało czasu.
-Tak, dwa tygodnie to krótki okres.
-Ale przynajmniej będziemy miały rozrywkę.
-Tobie należy się najbardziej. Cały miesiąc harowałaś z Elą i Andrzejem. Nadal nie wiem czemu przejmujesz się tak Anką i Evą. Wiem, że cię zraniły, ale to nie powód by ćwiczyć od piętnastej do dwudziestej. Jeszcze parę takich dni i Ascar mógłby umrzeć z wycieńczenia.
-Pati, ale ja to wiem. Po prostu jakoś nie mogę zapomnieć. Zraniły moje uczucia. Myślałam, że są moimi przyjaciółkami, jednak myliłam się.
-Magduś-Patrycja zaczęła pocieszać Magdę.-Przecież masz mnie. Czy ja kiedykolwiek ciebie zraniłam albo opuściłam?
-Nie licząc incydentu z piaskownicą, to raczej nie.
-Ta pamiętam. To było dobre.
-Dobre? Raczej przezabawne! Ja polałam ciebie wodą, a ty mi w twarz piaskiem. Ta wojna trwała z trzy minuty.
-A ja na koniec rzuciłam w ciebie wiaderkiem i zapytałam: "Pobawimy się?".
-A ja odpowiedziałam: "Dobra!".
Nagle Patrycja spoważniała i powiedziała:
-Przecież śmiejemy się z tego co tydzień, a przecież to nie jest śmieszne.
-Masz racje-zgodziła się Magda.
 W tej chwili do przedziału wbiegła zdyszana dziewczyna. Jej rude włosy spływały po ramionach. Zielone oczy idealnie komponowały się z koszulą w kratę koloru biało-czarnego. Poobcierane dżinsy chowały czarne martensy. Nastolatka spojrzała spod czarnych okularów na dwie roześmiane dziewczyny, których twarze były całe czerwone i spuchnięte ze śmiechu. Po chwili zastanowienia zapytała sceptycznie:
-Wolne?
Magda i Patrycja spojrzały po sobie. Dopiero teraz zauważyły dziewczynę. Bez zastanowienia serdecznie zaprosiły nastolatkę do środka. Wyraźnie zdezorientowana dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła. Postawiła przed sobą plecak na kółkach z Jansportu i wyjęła trzy ołówki, i blok rysunkowy.
Oparła nogi o walizkę i zaczęła rysować dawno zaczęte dzieło.
-Raczej nie będzie to miła podróż-szepnęła Magda do Patrycji.
***
 Magda i Patrycja bezskutecznie próbowały nawiązać kontakt z nieznajomą. Od trzydziestu minut zastanawiały się jak tu zwrócić jej uwagę. Wreszcie Magda poddała się i powiedziała:
-Raczej z nią sobie nie pogadamy.
-Ty możesz się poddać. Ja jeszcze spróbuję- odpowiedziała ostro Patrycja, po czym przysunęła się dziewczyny.
Pati nawet nie zauważyła, że nastolatka miała na uszach słuchawki. Powoli zaczęła oglądać rysunek, który szkicowała dziewczyna od trzydziestu minut. Na papierze widniał piękny koń fryzyjski.
Patrycja powiedziała zachwycona:
-Jakie to piękne.
-Dzięki, ale jest jeszcze niedokończone-powiedziała rudowłosa.
-Wybacz, że się nie przedstawiłam. Jestem Patrycja, a to Magda.
-Miło mi poznać. Ja mam na imię Żaneta, Żaneta Markowska, ale większość osób nazywa mnie Mari.
-A dlaczego akurat Mari?-zapytała Magda.
-Od nazwiska.
-Aha.
-Wybaczcie, że pytam. Gdzie jedziecie?
-Do Jorvik, na obóz jeździecki- poinformowała Patrycja.
-To świetnie. Będziemy miały więcej czasu, żeby się poznać.
-Ty też jedziesz do Jorvik?!
-Tak.
-Wybacz, ale nie widać tego po tobie-powiedziała Magda.
-Wiem, prawie każdy mi to mówi. To taki sam szok, jak to, że jestem nieśmiała.
-Jesteś nieśmiała!?
-Tak.
-Tego też po tobie nie widać.
-Wiem, jestem enigmatyczna- uśmiechnęła się Żaneta.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie mogłam się powstrzymać i dodałam rozdział 1 jeszcze dzisiaj.


Podziękowania+opis Żanety Markowskiej

Serdecznie dziękuję wszystkim którzy czytają mojego bloga, wszystkim którzy na niego wchodzili i czekali na następny rozdział, nawet gdy nie było go przez 2 tygodnie. Wszystkim którzy dawali mi nadzieje na to, że jednak w mojej łepetynie znajduje się coś co mogę publikować na blogu. Wszystkim którzy mnie wspierali i co najważniejsze BYLI....

 Dziękuję wam z całego serca, musicie wiedzieć jedno. Jesteście Najlepszymi i Najwspanialszymi czytelnikami jakich kiedykolwiek poznałam i jakich miałam.

Dziękuję Vero, za namówienie mnie do założenia bloga, za odkrycie mojego talentu do wymyślania, który bałam się wyjawić. Wiedz jedno, jesteś i zawsze będziesz odgrywać jedną z ważniejszych ról w moim Internetowym świecie.

Dziękuję Zaczarowanej Valerii, za to, że komentowała moje blogi takie jak Crystal Paradis i Mada(g)ascar na bloog.pl  Dawałaś mi wielkiego rozpędu w pisaniu, chociaż nie było tego widać. To dla ciebie pisałam Crystal Paradis.

Dziękuję Koniowatej, za to, że była i jest. Dziękuję za komentowanie rozdziałów i za wszystko co dla mnie zrobiła.

Dziękuję Natiszce i Sydney F., mimo, że prowadzicie bloga dość krótko i rzadko komentujecie moje rozdziały. Byłyście kroplą w morzu, która zdziałała wiele, gdyż dzięki wam powiększyło się grono moich czytelników. Czytając wasze rozdziały starałam pisać dłuższe notki, jak widać z niepowodzeniem, ale dziękuje z całego serca.

Dziękuje wam wszystkim za wszystko co zrobiliście, za każdy ruch na moim blogu. Musicie wiedzieć, że jesteście moimi internetowymi przyjaciółmi. Najlepszymi Internetowymi przyjaciółmi jakich poznałam. Jedynymi przyjaciółmi jakich poznałam w życiu...

Wiem, że moje słowa mogą nic nie znaczyć, że często nie mają sensu, chociaż w mojej głowie układają się w cudowne poematy. Ale dziękuje wam, za to, że próbujecie je zrozumieć. Waląc prosto z mostu:

Dziękuję wam wszystkim za wszystko!

---------------------------------------------------------------------

Co do nowego sezonu. Rozdział 1 napiszę jutro.

Zapewne nie wiecie kto to Żaneta Markowska. No więc teraz o niej opowiem.

Jest to jedna z bohaterek drugiego sezonu. Ma proste, rude włosy sięgające do łokci. Ma zielone i enigmatyczne oczy. Uwielbia koszule w kratę. Jej głównymi fobiami są arachnofobia i nyktofobia, czyli boi się ciemności i pająków. Każdy owad wprowadza ją w obrzydzenie (motyle też). Uwielbia rysować, czytać książki i pisać opowiadania.

Jest to taki mały opis Żanety.