Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 7

Przebudziłam się o szóstej rano. Lucyfer leżał pod moim łóżkiem. Wstałam ociężale, pogłaskałam teriera i poszłam wziąć prysznic. Lecz okazało się, że nie ma mydła. Musiałam myć się szamponem. Lepsze to niż brak szamponu...
* * *
Wybiegłam z domu, rzucając swój plecak na plecy. Czułam się tak jakby ktoś rzucił na mnie siedem kilogramów kartofli. Droga do szkoły trwała trzy minuty. Szybko wparowałam do szatni, by zacząć zmieniać buty. Myślałam, że jestem spóźniona. Klops! Trzydzieści minut przed dzwonkiem. To jest kara za brak spóźnień w podstawówce. Byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania, ponieważ droga do mojej dawnej szkoły trwała piętnaście minut. Musiałam jakoś przezwyciężyć nudę albo czytaniem gazetki szkolnej, albo czytaniem któregoś z podręczników. Miałam do wyboru matematykę, biologię, przyrodę, historie i wiele innych. Zaczęłam uczyć się matematyki i historii, ponieważ panie od tych przedmiotów zapowiedziały niezapowiedziane kartkówki. Dziwne prawda?
* * *
Wreszcie zadzwonił dzwonek zaczynający 20-minutową przerwę. Zbiegłam na parter, tam właśnie znajdowała się biblioteka, moje ulubione pomieszczenie w szkole. Zapukałam i weszłam do środka. Panował tam wyniosły, dumny i historyczny klimat. Na ścianach wisiały obrazy sławnych artystów. Po lewej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do pokoju w którym znajdowały się bardzo stare książki. Uczniowie ze starszych klas nazywali to pomieszczenie spiżarnią. Przywitałam się z panią Urszulą. Bibliotekarka miała około czterdziestu lat albo przynajmniej na tyle wyglądała. Jej brązowe włosy, były już dotknięte lekką siwizną. Pani Ula nosiła powyciągany sweter, pasujący idealnie do koloru jej oczu, które podkreślały okulary.
Podeszłam do szafki z napisem „Science fiction” i wyjęłam jedną z książek. Usiadłam na krześle i zaczęłam ją czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz