Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 9


-Jak dobrze, że dzisiaj sobota!-krzyknęłam entuzjastycznie.
Od razu pobiegłam do salonu i włączyłam telewizor. Bardzo chciałam obejrzeć prognozę pogody.
Po chwili czekania moim oczom ukazała się pogodynka.
-Witam! Dzisiaj na Mazurach będzie 10°C, na Pomorzu 8°C, w górach 5°C, a w okolicach Łodzi i Warszawy temperatura będzie sięgała do 9°C-powiedziała prezenterka.
Po tych słowach wyłączyłam telewizor i zaczęłam robić sobie herbatę. Gdy była już gotowa, usiadłam przy stole. Od razu przybiegł Lucyfer. Pogłaskałam czule jego sierść.
* * *
-Hej tato! Gdzie mama?-zapytałam.
-Jest w pracy.
-Znowu?
-Tak córciu. Gdyby nie ona, to nie mieliśmy by stadniny ani tego domu, ani Lucyfera, ani Ascara.
-Wiem tatku, ale mama spędza w pracy większość swojego życia. Nawet nie ma czasu by pouczyć mnie procentów.
-Obiecała, że jutro ciebie pouczy. A dzisiaj ja pójdę z tobą i z twoimi przyjaciółkami do ZOO.
-Tato...Ale ty sobie zdajesz sprawę, że mam już czternaście lat.
-Wiem, ale nawet dorosły lubi wychodzić do ZOO.
-Ale, nie o to chodzi. Po prostu mogę sama pójść z nimi do ZOO.
-Spokojnie, nie będziecie mnie widzieć. Będę jak Don Pedro. Poza tym chyba wiesz jacy teraz ludzie chodzą po ulicach.
-Tak, wiem-powiedziałam i zaczęłam wyliczać.-Zboczeńcy, terroryści, złodzieje, mordercy, szantażyści, ci z sekty i wiele, wiele innych.
-No sama widzisz-zaczął triumfować tata.
-Okej, to ja dzwonie do Pati, Evy i Anki.
-Pamiętaj o dwunastej wychodzimy.
* * *
-Tato, chodźmy coś zjeść. Wszystkie jesteśmy głodne. A Eva nie wytrzymuje psychicznie. Jeśli się nie pospieszymy to zacznie przeklinać po angielsku-błagałam.
W tym momencie dało się usłyszeć ciche przeklinanie.
-Sam widzisz! Już wybuchła!
-Dobrze Magda, ale na pewno nie kupię wam lodów. Jest za zimno.
-Dzięki-krzyknęłam i wtuliłam się w kurtkę taty.
Po tych słowach pobiegłam do dziewczyn i powiedziałam dobrą informację. Czym prędzej poszłyśmy do kafejki blisko parku Agrykola. Powoli usiadłyśmy przy drewnianym stole i zaczęłyśmy rozmawiać. Kafejka wyglądała trochę jak pierwszy lepszy bar, ale atmosfera tam panująca była nie do przebicia. Wszędzie wisiały obrazy z końmi, koło barku stały brązowe rzeźby koni pomalowane złotą farbą. Były zapewne wykonane przez nieznanych artystów, sprzedających je na Starym Mieście koło Barbakanu. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole. W ścianach umieszczone były akwaria z rybami i konikami morskimi, które zabezpieczone były ścianą przypominającą drewno. We wschodniej części kafejki przyklejona była tapeta wielkiego lasu. Po bliższych oględzinach można by rzec, że za tymi drzewami pędzi kary jak smoła koń. Dopiero gdy Eva wystraszyła się wielkiej tarantuli w terrarium zauważyłam, że w podłodze umieszczone są terraria z różnymi pajęczakami, skorupiakami i wężami. Popatrzyłam na wielkiego skorpiona i rzekłam:
-Biedny pajęczak. Taki sam i jeszcze zamknięty w szklanym akwarium. Szkoda mi ciebie.
Nie wiedziałam czemu od niepamiętnych czasów lubiłam wszystkie brzydkie stworzenia. Na przykład raz moja kuzynka miała kota, dokładnie sfinksa. Strasznie marudziła, że ma takiego kosmitę. Ja natomiast chciałam go nawet odkupić, bo mi bardzo się podobał, wszystko poszłoby z planem, gdyby nie to, że tata nie zgodził się na przetrzymywanie w domu zwierzęcia. Po roku od tego zdarzenia poszłam z tatą do schroniska i adoptowałam Lucyfera. Był to, jak się później okazało rasowy czarny terier rosyjski. Mój tata nadal nie wie czemu nazwałam Lucyfka tak, a nie inaczej. Odpowiedź była prosta, gdy byłam w podstawówce czytałam legendy o gołoborzach. Cały dzień potrafiłam czytać jedną z nich. Dotyczyła ona, próby zawalenia kościoła przez Lucyfera, najgorszego diabła. Później okazało się, że trafiłam z imieniem w samo sedno, ponieważ charakter teriera był bardzo trudny do opanowania. Dopiero gdy przyjechał dziadek to się zmieniło, nadal nie wiem jak tego dokonał, ale to i tak był cud.
-Ej Magda!-powiedziała szorstko Eva.- Żyjesz?
Oderwana ze swoich myśli rzekłam:
-Tak żyje.
-To super, ponieważ przed chwilą zadzwonił jakiś facet do twojego ojca.
-O co mu chodzi? Wiecie?
-Mówił coś o turnieju w Claymont i o jakimś wielkim remoncie. Więcej nie wiem, ale będzie lepiej gdy sama zapytasz o to tatę-odpowiedziała Patrycja wskazując na mojego ojca.
Wzięłam głęboki oddech i pomaszerowałam w jego stronę...

-------------------------------------
Wybaczcie, że tak długo nie pisałam. Miałam 12-dniowy szlaban na komputer, przez dwa dni pisałam ten rozdział. Napadło mnie natchnienie i grypa, więc mam mnóstwo czasu by wymyśleć następne rozdziały. Następny powinien ukazać się w tym tygodniu.

2 komentarze:

  1. Nareszcie!!! Świetny rozdział. Szałwia, jak widzisz - z Valerią wymyślałyśmy najróżniejsze scenariusze, tego co się z tobą dzieje ;D Jak zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały...^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka, nawet nie wiesz, jak długo na nią czekałam ;) Błagam następnym razem nie miej tak długiej kary, bo bałam się, że stało się coś poważniejszego... Czekam na kolejny, jak zwykle z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń